Lubelski Związek Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców logo pz
  • Komunikaty
    • Komunikaty LZLR-P
    • Komunikaty PZ
  • Nowości
  • Związek
    • Przyłącz się!
    • Stanowiska Związku
    • Składki
    • Szkolenia
    • Ankiety
    • Porady prawne
    • Oferty/zniżki
    • Poczta przez WWW
    • Webinary
  • Przychodnie
    • 1
      • Powiat Bialski
      • Powiat Biłgorajski
      • Powiat Chełmski
      • Powiat Hrubieszowski
      • Powiat Janowski
      • Powiat Krasnostawski
      • Powiat Kraśnicki
      • Powiat Lubartowski
      • Powiat Lubelski
      • Powiat Łęczyński
    • 2
      • Powiat Łukowski
      • Powiat Opolski
      • Powiat Parczewski
      • Powiat Puławski
      • Powiat Radzyński
      • Powiat Rycki
      • Powiat Świdnicki
      • Powiat Tomaszowski
      • Powiat Włodawski
      • Powiat Zamojski
  • Forum
  • Pliki
  • Projekty unijne
    • Projekt 2.16 - monitorowanie legislacji
    • Projekt 5.1 - RZS
    • Projekt 5.2 - szkolenia kadr
    • Projekt 10.3 - borelioza
    • Projekt 9.6 - Wsparcie zdrowego i aktywnego starzenia się
  • Kontakt

Protestują bo nie chcą lekarzy z Lublina

Kategoria: Nowości Utworzono: 02 styczeń 2009
  • Drukuj

Mieszkańcy Rybczewic w powiecie świdnickim nie chcą w swoim ośrodku zdrowia medyków ze Szpitala Wojskowego w Lublinie. Dziś kilkudziesięciu walczyło pod przychodnią o pozostawienie tu dotychczasowych lekarzy.

Porozumienie ma być podpisane w poniedziałek.

76-letni lekarz i jego młodsza koleżanka po fachu leczą mieszkańców Rybczewic od lat. Dlatego miejscowi nie chcą zmian. - Oni nas znają od podszewki - mówią mieszkańcy. - Nie chcemy tu nowych lekarzy. Tak jest nam dobrze.

Za całe zamieszanie ludzie obwiniają wójta. Dziś protestowali przeciwko jego pomysłom. - Nie będzie nam wybierał lekarzy - oburzali się.

Kilkudziesięcioosobowa grupa próbowała protestem wymóc na władzach gminy podpisanie umowy ze "starymi” lekarzami. Problem w tym, że gmina jeszcze w październiku podpisała umowę o świadczenie usług medycznych ze szpitalem wojskowym.

- Później podpisaliśmy umowę z wójtem na to, że my będziemy świadczyć podstawowa opiekę medyczną - mówi Anna Rycyk-Sadowska, lekarka pracująca od 10 lat w rybczewickim ośrodku. - Do dnia dzisiejszego jej nie dostaliśmy.

Zdaniem wójta, było to tylko porozumienie wstępne, a taka umowa nie może funkcjonować w obrocie prawnym.

Skąd problem? Wójt nie rozwiązał wcześniej umowy z lubelskim szpitalem i 1 stycznia zaczęła ona obowiązywać. Mieszkańcy Rybczewic domagali się w piątek jej natychmiastowego rozwiązania i kontraktu ze "starymi” lekarzami.

- Podpiszemy umowę, ale na warunkach takich, jak ze szpitalem wojskowym - uprzedza wójt Mirosław Kwiatosz. - Chodzi o modernizację budynku, zatrudnienie następnego lekarza i wizyty specjalistów.

Sprawa rozstrzygnie się najprawdopodobniej w poniedziałek. Tak zadecydowali gminni radni zebrani na sesji nadzwyczajnej.

Konflikt ma jednak konsekwencje. Mieszkańcy opowiedzieli się za referendum w sprawie odwołania wójta. Ma się ono odbyć 8 lutego.

TOMASZ WÓJCISZYN

Dziennik Wschodni

Komentarz (0)

Zdrowie bezkonkurencyjne?

Kategoria: Nowości Utworzono: 28 grudzień 2008
  • Drukuj
Radosław Konieczny, Rynki Zagraniczne nr 48-50 / 2008 2008-12-09, ostatnia aktualizacja 2008-12-09 16:03:13.0

Od dwóch lat na rynku prywatnych usług medycznych dokonują się poważne zmiany. Największe prywatne kliniki przechodzą na własność funduszy. Konsolidacja ma w drugim etapie objąć także mniejszych graczy. Teoretycznie wszyscy mają na tym skorzystać. W praktyce może okazać się to zabójcze dla wolnej konkurencji.

Na zdrowiu nie można oszczędzać - o prawdziwości tego powiedzenia zaświadczyć mogą nie tylko tysiące pacjentów, ale i właściciele prywatnych przychodni i klinik. W rzeczy samej, rozwój sektora prywatnych usług medycznych w ostatnich latach przybrał imponujące tempo. W 2007 roku z oferty prywatnej służby zdrowia skorzystało od półtora do dwóch milionów Polaków. Według optymistycznych prognoz, przychody placówek z tej branży będą rosnąć w kolejnych latach w tempie 20-30% rocznie. Nawet jeśli wziąć kilkuprocentową poprawkę na trudny dla gospodarki okres, który przyniósł rok bieżący, to wniosek i tak nasuwa się sam: odpowiednio prowadzone niepubliczne centrum medyczne może stać się żyłą złota.

Przekonali się o tym ci, którzy na początku lat 90. postanowili zaryzykować i przebojem zdobyć niezagospodarowaną niszę, jaką była wówczas prywatna opieka zdrowotna. Sukces wówczas nie wydawał się oczywisty. Stan publicznej służby zdrowia, chronicznie niedofinansowanej i co rusz wstrząsanej strajkami i protestami, był co prawda bliski śmierci klinicznej, ale dochód przeciętnego Polaka raczej nie pozwalał na korzystanie z prywatnych lecznic. Cierpliwość jednak popłaca. Wraz z wychodzeniem polskiej gospodarki ze stanu rozkładu i wejściem na krajowy rynek międzynarodowych korporacji, grono potencjalnych klientów systematycznie się powiększało. "Prywatni" starali się przyciągać klientów nie tylko europejskim poziomem obsługi, ale również kontraktowaniem specjalistów. Wobec groszowych zarobków w publicznych przychodniach i szpitalach, powszechną praktyką stało się dorabianie specjalistów w prywatnych placówkach. Chociaż często było to przedmiotem krytyki, to z perspektywy czasu widać jednak, że dzięki pracy na drugim (a bywało, że i trzecim) etacie udało się zbudować system opieki, który skutecznie przejmuje pacjentów mających dosyć kolejnych nieudolnych reform publicznej służby zdrowia.

Abonament ważniejszy od pacjenta?

- Branża medyczna może przynieść duże zyski, ale trzeba pamiętać o jej specyfice - mówi dr Grzegorz Wójcik, właściciel prywatnej przychodni w Trójmieście. - Konkurencja jest duża i wcale nie tak łatwo utrzymywać dotychczasowych pacjentów i zdobywać nowych. Prócz tego stale trzeba pamiętać, że przeliczając potencjalne dochody, nie możemy tracić z oczu dobra pacjenta. Brzmi to jak górnolotny frazes, ale tak jest w rzeczywistości. Renomę buduje się bardzo trudno, a najmniejszy nawet skandal może wywołać falę niekorzystnych publikacji medialnych. Wówczas wielomilionowe i wieloletnie inwestycje mogą rozsypać się jak domki z kart - wyjaśnia Wójcik.

Jego zdaniem, trudno sobie też wyobrazić, by lekarz pracujący w prywatnej placówce działał w interesie pracodawcy, a nie pacjenta, limitując zakres usług dostępnych dla pacjentów. - Taka praktyka to dla prywatnej kliniki równia pochyła - dodaje.

Okazuje się jednak, że tam, gdzie w grę wchodzą naprawdę wielkie zyski, idealizm musi iść w odstawkę. Największe firmy zajmujące się opieką medyczną walczą już nie o klienta, ale o abonamenty. Z rynkowego punktu widzenia sprawa jest prosta: lepiej podpisać kontrakt z firmą zatrudniającą kilkuset lub kilka tysięcy osób i co miesiąc otrzymywać przelewy z tytułu abonamentu niż inwestować grube pieniądze w przyciągnięcie pacjentów z ulicy.

- Jasne, bez abonamentów prywatna lecznica nie przetrwałaby i miesiąca - uważa Wójcik. - Nigdy jednak pacjent indywidualny nie był traktowany jako klient drugiej kategorii. Teraz niestety coraz częściej słychać narzekanie, że złe praktyki dobrze znane z placówek publicznych wchodzą do prywatnych lecznic - przyznaje właściciel gdańskiej kliniki.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy ma być zjawisko zwane konsolidacją rynku prywatnych usług medycznych. Pod tą nazwą kryje się wykupywanie udziałów w największych polskich centrach medycznych przez fundusze inwestycyjne i fundusze private equity. Z największych prywatnych firm medycznych, które jeszcze pięć lat temu były własnością polskich inwestorów, ostało się tylko Centrum Damiana. A jak doniosły kilka tygodni temu media, chęć przejęcia większości udziałów w spółce zapowiedział Medicover, należący właśnie do funduszy. Jeśli do tego dojdzie, pojęcie „polskie prywatne kliniki” może stać się terminem wyłącznie historycznym.

Fundusze skupują udziały

Lista przejęć dokonanych w ciągu ostatnich dwóch lat dowodzi, że obawy te nie są wyssane z palca. Oto krótka lista najważniejszych transakcji:

- czerwiec 2006: założyciel istniejącego od 1992 r. Lux-Medu Wojciech Pawłowski sprzedaje wszystkie posiadane akcje. Połowę nabywa Accession Mezzanine, drugą połowę - fundusz Ponteland Investments. W następnym roku udziały przechodzą z kolei do Mid Europa Partners, czołowego funduszu private equity inwestującego w naszym regionie Europy.

- jesień 2007: Mid Europa Partners ogłasza nabycie 96% udziałów w spółce Medycyna Rodzinna. Przedstawiciele nabywcy ogłaszają wówczas, że „transakcja ta oznacza pomyślne rozpoczęcie procesu konsolidacji rynku, ogłoszonego w chwili przejęcia spółki Lux-Med”.

- kwiecień 2008: Mid Europa Partners ogłasza zawarcie porozumienia o przejęciu do stu procent udziałów w Centrum Medycznym LIM od grupy inwestorów - założycieli. Również w bieżącym roku należący do Mid Lux-Med zawiera warunkową umowę kupna udziałów Promedis od spółki Impel.

- wrzesień 2008: Lux Med, CM LIM, Medycyna Rodzinna i Promedis wykonują pierwszy krok w procesie integracji i ujednolicenia struktury zarządzania. Czterej menedżerowie, wywodzący się z trzech spółek grupy kontrolowanej przez Mid Europa Partners, zostali powołani do zarządów tych spółek.

Wszystko wskazuje, ze to nie koniec przejęć. Bardzo zaawansowane są rozmowy w sprawie wykupu przez fundusze udziałów w Enel-Medzie. O chęci zgromadzenia większościowego pakietu udziałów w Centrum Damiana wspomniano wyżej.

Koniec konkurencji?

Jeśli przejrzeć doniesienia medialne na temat ruchów na rynku usług medycznych, to dominuje w nich optymistyczny ton. Konsolidacja to przecież poważny zastrzyk kapitałowy, a to oznacza nowe inwestycje, w tym budowę prywatnych szpitali. Wszystko w interesie pacjenta.

Specjaliści przestrzegają: jest i drugie dno. - Dochodzi do sytuacji, że zdecydowana większość prywatnej służby zdrowia znajdzie się w rękach dwóch-trzech wielkich instytucji finansowych - zauważa dr Tomasz Sommer z Instytutu Globalizacji. - Proszę też zwrócić uwagę na plany przejmowania mniejszych podmiotów. W sytuacji wolnego rynku, owszem, dochodzi do sytuacji oligopolu, ale następnie z reguły oligopole padają. Pytanie - dlaczego w tym przypadku tak się nie dzieje? - zastanawia się Sommer.

Wedle analiz przywoływanych przez "Gazetę Prawną", bieżący rok może zakończyć się przejęciem przez fundusze nawet stu firm medycznych. Nie mniej ambitne plany przewidziane są na następne lata. Małe przychodnie i kliniki już za kilka lat mogą zupełnie zniknąć, a z publiczną służbą zdrowia mogą konkurować wielkie prywatne centra - molochy nastawione na walkę o abonamenty. Na paradoks zakrawa fakt, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który miesiącami potrafi badać zasadność przejęcia przez jedną sieć handlową kilkudziesięciu sklepów należących do innej sieci, w tym przypadku nie ma wątpliwości co do wydawania zgody na kolejne transakcje.

Jak na razie emocje, które budzi kolejna próba reformy publicznej opieki zdrowotnej, skutecznie przesłaniają to, co dzieje się w sektorze prywatnym. Wiele zaś wskazuje na to, że konkurencja między różnymi klinikami zamieni się w konkurencję między paroma grupami kapitałowymi. Wątpliwe tylko, czy skorzysta na tym rynek, czy skorzystają pacjenci i lekarze.

Radosław Konieczny, Rynki Zagraniczne nr 48-50 / 2008


Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA

Komentarz (0)

Biuro Związku

Kategoria: Nowości Utworzono: 23 grudzień 2008
  • Drukuj
Informujemy, że dnia 24.12.2008r.(WIGILIA) Biuro LZLR-P będzie czynne do godziny 12.00.
Komentarz (0)

Policjanci skuli lekarkę, bo nie chciała pobrać krwi od podejrzanego

Kategoria: Nowości Utworzono: 08 grudzień 2008
  • Drukuj

Najpierw policjanci kilka godzin zmuszali lekarkę, by złamała prawo. Nie zgodziła się, więc skutą zabrali ze szpitala na komendę. Bo - jak twierdzi policja - zatrzymanie to zatrzymanie

Nocny dyżur w szpitalu w Piotrkowie Trybunalskim. Na izbę przyjęć przyjeżdża policyjny radiowóz. Dyżurna lekarka ma zbadać mężczyznę nim trafi on do policyjnej izby zatrzymań. Sprawa jest załatwiona w kilka minut. Ale radiowóz nie odjeżdża. Badać chcą się jeszcze dwaj młodzi policjanci. Ich podopieczny gryzł i drapał. Funkcjonariusze boją się, że mogli złapać HIV.

- Powiedziałam, że mogę pobrać od nich krew - mówi lekarka (prosi o zachowanie anonimowości). - Ale zastrzegłam, że u nas wynik będzie za trzy dni. Lepiej pojechać do szpitala zakaźnego w Łodzi (około 40 kilometrów). Tam wyniki są po trzech godzinach. Mają też leki, które podaje się, gdy wystąpiło ryzyko zakażenia.

Policjanci dziękują i odjeżdżają. Ale po chwili wracają. Każą pobrać krew od zatrzymanego mężczyzny. Jest problem, bo ten nie zgadza się na badanie. Lekarka tłumaczy, że w tej sytuacji nic nie może zrobić. Pobierając krew wbrew woli pacjenta złamałaby prawo.

Dr Grzegorz Krzyżanowski, szef łódzkiej izby lekarskiej: - Pani doktor miała rację, bo według ustawy o zakładach opieki zdrowotnej pacjent ma prawo odmowy zgody na udzielenie świadczeń zdrowotnych. A kodeks karny mówi: "Kto wykonuje zabieg leczniczy bez zgody pacjenta, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności".

Ale policjanci nie odpuszczają. Krew ma być pobrana i już. Lekarka mówi, że jeśli zobaczy przepis, który jej na to pozwala, zrobi badanie. Proponuje nawet, żeby sprawę rozstrzygnął dyżurny prokurator. Policjanci poddają się. Legitymują lekarkę i odjeżdżają ze szpitala.

W kapciach na dołku

Po dwóch godzinach na izbę przyjęć dzwoni dyżurny policjant. Cytuje z kodeksu karnego przepis o konieczności natychmiastowego pobrania materiału dowodowego dla zabezpieczenia śladów i dowodów przestępstwa.

- To przywieźcie tego człowieka - rzuca lekarka. Nikt już nie przyjeżdża.

Następnego dnia rano pani doktor szykuje się do domu po dyżurze. Niemal w drzwiach łapią ją policjanci. - Jest pani zatrzymana - rzucają. Nakładają kobiecie kajdanki i w kapciach wyprowadzają ze szpitala.

Lekarka ląduje na dołku. - Zabrali mi kolczyki i zegarek, żebym nie zrobiła sobie krzywdy - relacjonuje. - Potem wylądowałam w celi.

Później zaczyna się przesłuchanie. Oficer spisuje zeznania i przedstawia zarzut: utrudnianie postępowania przygotowawczego. Po kilku godzinach lekarkę zabiera z komendy dyrektor szpitala, który pojechał dowiedzieć się, o co właściwie chodzi.

- Po co ją zatrzymywali - zastanawia się Piotr Kłodeczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Policja może sobie na to pozwolić, gdy oskarżony o przestępstwo chce się ukrywać albo uciec.

- Nigdzie nie uciekałam, po prostu wychodziłam z pracy po dyżurze - mówi lekarka.

Kłodeczny: - A kajdanki to już zupełna przesada. Chyba że pani doktor rzuciła się na funkcjonariuszy.

- Kazali wyciągnąć ręce, nałożyli kajdanki i grzecznie z nimi poszłam. Po co się awanturować? - dziwi się pani doktor.

- Wychodzi na to, że policjanci mogli nadużyć prawa, a w przypadku funkcjonariuszy reprezentujących państwo to naganne - komentuje Kłodeczny. - Prawem człowieka jest być na wolności. Nie było podstaw, by je łamać.

Zatrzymanie to zatrzymanie

Policja z Piotrkowa nabrała wody w usta: - Mamy takie ustalenie z komendantem, że nic w tej sprawie nie wyjaśniamy - mówi sierżant Małgorzata Para z biura prasowego komendy.

Funkcjonariusze z Piotrkowa podlegają wojewódzkiej komendzie w Łodzi. Ale tu też nikt nie widzi problemu. Jak mówi młodszy aspirant Jarosław Gwis z zespołu prasowego, postępowanie w sprawie pani doktor trwa. A o jej zatrzymaniu - jak twierdzi - zdecydowała prokuratura.

- To była decyzja policji, nie nasza - odbija piłeczkę Witold Błaszczyk, rzecznik prokuratury okręgowej w Piotrkowie.

Gwis i tak nie widzi problemu. Mówi, że zatrzymanie to zatrzymanie, a on w takich sytuacjach zawsze zakuwa w kajdanki. Po co? Żeby zapobiec ucieczce albo stawianiu oporu.

Lekarka złożyła do piotrkowskiego sądu zażalenie na zatrzymanie i skargę do łódzkiej izby lekarskiej. Prezes izby chce, żeby sprawę wyjaśnili minister spraw wewnętrznych, rzecznik praw obywatelskich i komendant główny policji. Bo - jak tłumaczy - skandaliczne zachowanie funkcjonariuszy piotrkowskiej policji świadczy o ich nieznajomości prawa i aroganckiej postawie wobec obywateli, których mają obowiązek chronić.



Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarz (0)

Na Dolnym Śląsku brakuje lekarzy

Kategoria: Nowości Utworzono: 29 listopad 2008
  • Drukuj

Na Dolnym Śląsku dramatycznie brakuje specjalistów, dlatego władze województwa jako pierwsze w Polsce chcą ufundować specjalne stypendia dla młodych lekarzy, by zatrzymać ich w regionie.

- W zamian młody człowiek zobowiązałby się kształcić we wskazanej dziedzinie, a następnie pracować np. przez pięć lat w konkretnym mieście lub szpitalu - mówi Jarosław Maroszek, dyrektor departamentu polityki zdrowotnej w Dolnośląskim Urzędzie Marszałkowskim. Ile pieniędzy mógłby dostać student? - Nie ustaliliśmy konkretnej kwoty. Stypendium w wysokości np. 1 tys. zł plus pieniądze, jakie wypłaca resort zdrowia każdemu rezydentowi, to już coś dla początkującego lekarza - mówi Maroszek.

- Stypendia? Super - cieszy się Konrad Kaaz, szef samorządu studenckiego Akademii Medycznej we Wrocławiu. - Dzięki nim nawet niszowe specjalizacje udałoby się zapełnić.

O tym, że z lekarzami specjalistami na Dolnym Śląsku jest tragicznie, władze regionu przekonały się, zlecając konsultantom wojewódzkim oszacowanie potrzeb do 2015 roku. - Sytuacja z każdym rokiem się pogarsza. Już dzisiaj trudno o lekarzy pewnych specjalności, a można przewidywać, że będzie tylko gorzej - tłumaczy Maroszek.

Najbardziej brakuje anestezjologów. Dr Jakub Śmiechowicz, dolnośląski konsultant w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii policzył, że już rok temu brakowało ich ok. 70. Fatalnie jest i z psychiatrami dziecięcymi. Jest ich 13, potrzeba 30. Kłopoty z obsadą doprowadziły do tego, że latem zamknięto jedyną we Wrocławiu całodobową psychiatryczną izbę przyjęć dla dzieci. W stanach nagłych, np. przy próbach samobójczych, pogotowie musiało wozić małych pacjentów do Krośnic, czyli kilkadziesiąt kilometrów poza Wrocław lub do szpitala psychiatrycznego dla dorosłych.

Źle jest w całym kraju. Minister zdrowia Ewa Kopacz otwarcie mówi o luce pokoleniowej, choć jeszcze dwa lata temu, resort zapewniał, że lekarzy mamy dużo i nie trzeba martwić się ich wyjazdami z Polski. Teraz szacuje, że brakuje ponad 4 tys. medyków. Tylko z Dolnego Śląska ubyły w ciągu czterech lat 1194 osoby.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Komentarz (0)

Biuro Związku nieczynne

Kategoria: Nowości Utworzono: 08 listopad 2008
  • Drukuj

Informujemy, że w dniach 10-11 listopada 2008r. (poniedziałek, wtorek) Biuro Związku będzie nieczynne.
Zarząd LZLR-P

Komentarz (0)

Nowy Dyrektor LOW NFZ

Kategoria: Nowości Utworzono: 04 listopad 2008
  • Drukuj

Z dniem 1 listopada 2008 roku, Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia powołał na stanowisko Dyrektora Lubelskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ Pana Tomasza Pękalskiego.

Sylwetka Dyrektora Lubelskiego OW NFZ

Tomasz Pękalski jest absolwentem Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach, specjalistą chirurgii ogólnej.
Odbył liczne kursy zawodowe i doskonalące, w tym w Szkole Zdrowia Publicznego UJ w Krakowie.
Były Dyrektor Wydziału Zdrowia UW i Lekarz Wojewódzki w Zamościu.
Uczestniczył w powstawaniu i uruchomieniu Wojewódzkiego Szpitala im. Jana Pawła II w Zamościu, gdzie pełnił funkcję Zastępcy Dyrektora ds. Lecznictwa.
Aktywny społecznie, zaangaŜowany w działalność samorządową, a w szczególności w sprawy Powiatu Tomaszów Lubelski.
Do października br. praktyka chirurgiczna w SP ZOZ Tomaszów Lubelski.
Prywatnie: pasjonat motoryzacji, miłośnik kultury, baczny obserwator i uczestnik Ŝycia politycznego.

Komentarz (0)

Kraśnicka tonie. To już fakt, pensje na raty

Kategoria: Nowości Utworzono: 03 listopad 2008
  • Drukuj
Pracownicy szpitala przy al. Kraśnickiej dostali w czwartek tylko 30 proc. wynagrodzeń. Nie zapłacono im także za dyżury w październiku. Dyrektor szpitala zapewnia, że robi wszystko aby w przyszłym tygodniu podwładni otrzymali wyrównanie

Szpital jest zadłużony na ponad 90 mln zł. Największym wierzycielem jest punkt krwiodawstwa, który wyegzekwował 2,5 mln zł. Dyrektor Ryszard Śmiech w piśmie do pracowników tłumaczy sytuację finansową placówki, informuje też o tym, co robi kierownictwo, aby przezwyciężyć kryzys. Jakie to działania? Śmiech zwrócił się o pomoc do Ministerstwa Zdrowia i zarządu województwa. Liczy również, że otrzyma milion złotych ze specjalnego funduszu. - Załoga mogłaby podać pracodawcę do sądu, ale co to da skoro szpital i tak nie ma pieniędzy- mówi Barbara Bogdańska, przewodnicząca Komisji Zakładowej "Solidarność". Zaprzecza też pogłoskom, jakoby lekarze otrzymali większą część poborów niż inni: - To nie prawda. Wszyscy pracownicy dostali 30 proc. - zapewnia Bogdańska.

Problemom szpitala "Gazeta" przyglądała się już wcześniej. Na początku października pacjenci alarmowali, że otrzymują głodowe posiłki. Firma odpowiedzialna za katering tłumaczyła się wówczas problemami technicznymi, chociaż niektórzy uważali, że skromny obiad jest wynikiem ogromnego zadłużenia szpitala.

Pomimo tragicznej kondycji finansowej placówki dyrektor postanowił w tym roku podnieść pracownikom pobory, co kosztowało szpital 15 mln zł. Aby sprostać nowym wydatkom placówka starała się w bankach o przyznanie 30-milionowego kredytu, którego ostatecznie nie otrzymała.

Arkadiusz Bratkowski, odpowiedzialny w zarządzie województwa za służbę zdrowia przedstawił w sierpniu plan oszczędnościowy dla zadłużonego szpitala. Trudną sytuację miało uzdrowić połączenie placówki z dwoma innymi lubelskimi szpitalami - Kolejowym i Jana Bożego. Plan przewidywał znaczną redukcję etatów, a w konsekwencji spore oszczędności. Na ewentualne zwolnienia nie zgodzili się jednak związkowcy.

pt


Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA

Komentarz (0)

Płatnik będzie karał lekarzy źle wypisujących recepty

Kategoria: Nowości Utworzono: 26 październik 2008
  • Drukuj

NFZ powalczy z lekarzami źle wypisującymi recepty. Na pomysł wpadli aptekarze, bo to oni muszą płacić wysokie kary za niedbałość lekarzy. I nie chodzi tutaj o niewyraźne, lekarskie pismo. Z nim doświadczeni farmaceuci dają sobie radę. Na wypisanych receptach brakuje wielu różnych informacji: numeru PESEL, dawkowania leku a lekarskie pieczątki bywają już nieaktualne...

Akcja zainicjowana została w województwie śląskim. W tutejszej siedzibie NFZ uruchomiony został specjalny numer faksu, na który apteki mogą przesyłać kopie recept. Najbardziej niedbałych doktorów Fundusz będzie karać.

Stanisław Piechula, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej przekonuje, że od lat lekarze w ogóle nie reagowali na wnioski aptekarzy: - W każdym mieście jest co najmniej dwóch, trzech lekarzy, którzy od lat źle wypisują recepty i nic ich nie obchodzi, jak na tym cierpimy - mówi.

Właściwie nie ma apteki, która po kontroli NFZ nie musiałaby płacić kar. Zazwyczaj po kilka, kilkanaście tysięcy złotych, ale zdarza się, że i 60 tys. zł!

- W 99 procentach przypadków musimy zwracać Funduszowi pieniądze właśnie z powodu lekarskich błędów na receptach - twierdzi Piechula.

Jednym z największych problemów są lekarskie pieczątki. Poza psychiatrami wszyscy na receptach muszą przybijać pieczątki z numerem telefonu do siebie. Tak jest już od lat, ale są lekarze, którzy dotąd nowych pieczątek sobie nie wyrobili.

- Nie reagują nawet na prośby pacjentów, których odsyłamy spod okienka. Często odprawiają ich, radząc, żeby sobie poszli z receptą do innej apteki - żali się Piechula.

Farmaceuci próbowali najpierw wytłumaczyć w Funduszu, że karanie ich za lekarskie błędy jest bezprawne. Ale płatnik ich nie posłuchał. „Niedobre" recepty sami zaczęli więc słać do NFZ. W końcu urzędnicy poszli im nam rękę.

Narzędziem karania mają być umowy. Wszyscy lekarze, pojedynczo lub grupowo (jako poradnia), zawierają bowiem z NFZ umowy na refundację recept, które wypisują. Wobec "uporczywie niedbałych" doktorów fundusz może więc zastosować karę umowną, albo nawet taką umowę zerwać, a wtedy stracą oni pacjentów.

- Mamy nadzieję, że to zdyscyplinuje lekarzy i żadnego pacjenta nie będziemy już musieli odsyłać spod okienka - mówi prezes Piechula.

W Izbie Lekarskiej w Katowicach na razie nie wiedzą, co o tym wszystkim myśleć.

 - Nie możemy komentować tej sprawy, dopóki nie uzyskamy od NFZ wyjaśnień. Chcemy znać podstawę i procedury karania lekarzy - mówi Katarzyna Strzałkowska, rzeczniczka Okręgowej Izby Lekarskiej w Katowicach.
Komentarz (0)

Powołanie Sekretarza Stanu w Ministerstwie Zdrowia

Kategoria: Nowości Utworzono: 22 październik 2008
  • Drukuj
Prezes Rady Ministrów Donald Tusk powołał – z dniem 20 października 2008 r. – Pana Jakuba Szulca na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia.
Komentarz (0)

Więcej artykułów…

  • Zmarł profesor Maciej Latalski
  • Dbaj o kluczyk, bo z odszkodowania będą nici
  • Epidemia zabije 75 tysięcy Brytyjczyków
  • Polacy gotowi płacić za leczenie
  • Biuro Związku nieczynne

Strona 70 z 96

  • Poprzedni artykuł
  • 65
  • 66
  • 67
  • 68
  • 69
  • 70
  • 71
  • 72
  • 73
  • 74
  • Następny artykuł
  • koniec

Najcześciej czytane

  • Dieta w przewlekłej niewydolności nerek
  • Choroba zimnych aglutynin
  • SOMA, PSYCHE I POLIS
  • Przewlekła niewydolność krążenia
  • Drżenia - problem szerszy niż parkinsonizm
  • Strona główna
  • Nowości
  • Straciliśmy wiarę w to, że mamy na cokolwiek wpływ
  • Komunikaty
    • Komunikaty LZLR-P
    • Komunikaty PZ
  • Nowości
  • Związek
    • Przyłącz się!
    • Stanowiska Związku
    • Składki
    • Szkolenia
    • Ankiety
    • Porady prawne
    • Oferty/zniżki
    • Poczta przez WWW
    • Webinary
  • Przychodnie
    • 1
      • Powiat Bialski
      • Powiat Biłgorajski
      • Powiat Chełmski
      • Powiat Hrubieszowski
      • Powiat Janowski
      • Powiat Krasnostawski
      • Powiat Kraśnicki
      • Powiat Lubartowski
      • Powiat Lubelski
      • Powiat Łęczyński
    • 2
      • Powiat Łukowski
      • Powiat Opolski
      • Powiat Parczewski
      • Powiat Puławski
      • Powiat Radzyński
      • Powiat Rycki
      • Powiat Świdnicki
      • Powiat Tomaszowski
      • Powiat Włodawski
      • Powiat Zamojski
  • Forum
  • Pliki
  • Projekty unijne
    • Projekt 2.16 - monitorowanie legislacji
    • Projekt 5.1 - RZS
    • Projekt 5.2 - szkolenia kadr
    • Projekt 10.3 - borelioza
    • Projekt 9.6 - Wsparcie zdrowego i aktywnego starzenia się
  • Kontakt

Skontaktuj się z nami

Lubelski Związek Lekarzy Rodzinnych - Pracodawców
ul. Zbigniewa Herberta 14
20-468 Lublin

  • 81 748 47 88
  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
  • Znajdź nas na Mapie Google
 

dotpay logo   Rozliczenia transakcji kartą kredytową i e-przelewem przeprowadzane są za pośrednictwem Centrum Rozliczeniowego Dotpay

Na górę strony ^ | + powiększ | - pomniejsz | zresetuj
© Wszelkie prawa Lubelski Związek Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców
Komunikaty
  • Komunikaty
    • Komunikaty LZLR-P
    • Komunikaty PZ
  • Nowości
  • Związek
    • Przyłącz się!
    • Stanowiska Związku
    • Składki
    • Szkolenia
    • Ankiety
    • Porady prawne
    • Oferty/zniżki
    • Poczta przez WWW
    • Webinary
  • Przychodnie
    • 1
      • Powiat Bialski
      • Powiat Biłgorajski
      • Powiat Chełmski
      • Powiat Hrubieszowski
      • Powiat Janowski
      • Powiat Krasnostawski
      • Powiat Kraśnicki
      • Powiat Lubartowski
      • Powiat Lubelski
      • Powiat Łęczyński
    • 2
      • Powiat Łukowski
      • Powiat Opolski
      • Powiat Parczewski
      • Powiat Puławski
      • Powiat Radzyński
      • Powiat Rycki
      • Powiat Świdnicki
      • Powiat Tomaszowski
      • Powiat Włodawski
      • Powiat Zamojski
  • Forum
  • Pliki
  • Projekty unijne
    • Projekt 2.16 - monitorowanie legislacji
    • Projekt 5.1 - RZS
    • Projekt 5.2 - szkolenia kadr
    • Projekt 10.3 - borelioza
    • Projekt 9.6 - Wsparcie zdrowego i aktywnego starzenia się
  • Kontakt