Ballada o dwóch koniach 
(W. Młynarski) 
Ech ubawi was ogromnie, w parę chwil balladka ta 
Raz w zaprzęgu szły dwa konie, szły w zaprzęgu konie dwa 
Pierwszy był to koń posłuszny, który w galop, cwał, czy trucht 
Pięknie ruszał, grzecznie ruszał na najmniejszy bata ruch 
Jupi, jupi, aj, jupi, aj, na najmniejszy bata ruch 
Za to drugi koń był hardy, nieposłuszny, pędziwiatr 
W biegu szybki, w pysku twardy, furda lejce, furda bat 
Zaś, gdy chodzi o woźnicę, który w koźle z batem tkwił 
Bardzo on to kierownicze stanowisko lubił był 
Jupi, jupi, aj, jupi, aj, stanowisko lubił był 
Ten wożnica dnia każdego myślał mrużąc ślepia złe 
Skarcę konia niegrzecznego - gotów jeszcze kopnąć mnie 
Lecz coś przecież robić muszę, albo z kozła ruszać precz 
Autorytet się mnie kruszy, autorytet ważna rzecz 
Jupi, jupi, aj, jupi, aj, autorytet ważna rzecz 
Po czym w stajni, już przy żłobie ten woźnica bat swój brał 
Brał go tęgo w dłonie obie i... grzecznego konia prał 
A do niegrzecznego mówił, strojąc głos na srogi ton: 
"Jak się będziesz draniu stawiał, to zarobisz tak jak on" 
Jupi, jupi, aj, jupi, aj, to zarobisz tak jak on 
Z tej balladki smakowitej niech popłynie morał w świat 
Gdy mieć pragnie autorytet tchórz, co w ręku trzyma bat 
Kto się stawia, ten ma z tego mimo wszystko jakiś zysk 
A kto słucha i ulega, ten najpierwszy bierze w pysk 
Jupi, jupi, aj, jupi, aj, ten najpierwszy bierze w pysk